Week review #13 – przeprowadzka

Tym razem nie chodzi mi o przeprowadzkę bloga, tylko moją własną 🙂 W sensie taką fizyczną, w inne miejsce Wrocławia 😉 Właśnie skończyłem się pakować, dlatego ten post piszę w niedzielę o 22:00. Ale nie mogło tak być, żeby nie było wpisu, prawda? Więc co tam ciekawego działo się w tym tygodniu? Ano – trochę popracowałem, trochę się poleniłem 😉 A oto co konkretnie robiłem. Ooo – fraszka 😉

Aplikacja do zarządzania zadaniami, ta o której wspominałem tutaj, doczekała się kilku poprawek i bynajmniej to nie koniec pracy nad nią. Dodałem prosty widok dzisiejszego dnia, który wyświetla zadania, które mamy do wykonania dzisiaj. Przy okazji podesłałem znajomym testerkom i 'o matko’ ile nazgłaszały 😛 Ale to dobrze, kilka zadań dotyczących bieżących poprawek mam już rozpisane 🙂

Dodatkowo stary blog otrzymał w każdym wpisie informację, że wkrótce zniknie 😉 I tutaj prośba, gdybyście na nowym blogu zauważyli gdzieś jakieś błędy – piszcie komentarz. Przeglądałem te posty i poprawiałem co widziałem, ale gdzie nie gdzie niektóre rzeczy mogły mi umknąć 😉 Bądź co bądź jest to już 59 wpis, wiele słów zostało napisanych 🙂

Dodatkowo, ruszyły zapisy na Devoxxa dla dzieciaków! Ależ było – szybko 🙂 W ciągu godziny mieliśmy prawie wyczerpaną pulę biletów 🙂 Fajnie wiedzieć, że nasza wspólna praca cieszy tak dużym zainteresowaniem 🙂 Bardzo dobrze, że Ania i Kuba zaaranżowali całe to wydarzenie we Wrocławiu 🙂 Myślę, że pojawi się tutaj jakaś szybka relacja i pewnie jeszcze jakieś posty na temat Devoxxa 😉

Noo i mój kalendarz, pochwalę się jak teraz wygląda:

kalendarz

Prawda, że coraz lepszy? Jednak ta metoda daje naprawdę sporo motywacji 🙂 Bądź co bądź, teraz niemożliwe, żebym dopuścił do powstania jakiejś dziury 🙂 Tyle już walczyłem, chociaż nie zawsze było łatwo, ale jednak człowiek się zmuszał. I oto właśnie tutaj chodzi, każdemu polecam, choćby w formie aplikacji, na przykład mojej 🙂

Dodatkowo – mam nowe profilowe 😛 Nie było łatwo je zrobić, nie wyszło idealnie, ale chciałem uniknąć wizyty u fotografa, a mieć nowe zdjęcie 😉 Oto jak wygląda:

Wiem, że nie mam idealnie doświetlonej lewej części twarzy, ale od kiedy sprzedałem aparat – nie mam czym tego zrobić 😉 Zdjęcie zostało zrobione telefonem, a właściwie to zostało zrobione 70 prób, z których wybrałem jedno zdjęcie, które lekko wyretuszowałem i jest 😉 Dlatego też taki krótki poradnik, jak szybko (30 minut) zrobić w miarę ok zdjęcie, które nadaje się na biznes-profil. Po pierwsze – dużo światła, ja użyłem okna + lampek z drugiej strony twarzy, nie dały rady wszystkiego rozjaśnić, ale jest w miarę ok. Po drugie – dużo prób. Właśnie to odegrało kluczową rolę, fotografowała mnie żona, która nigdy nie uczyła się fotografii, stąd te próby. Przy odpowiedniej ilości któreś po prostu zaczyna nam się podobać 😉 A tak za pierwszym razem to chyba tylko pro-fotografowie potrafią 🙂

To by było na tyle jeśli chodzi o ten tydzień, po za tym jeszcze kilka zadań związanych Devoxxem, oraz przeprowadzką. Było całkiem intensywnie, kończę tego posta o 23:30, siedząc w praktycznie pustym już pokoju. A jutro czeka mnie przenoszenie tego wszystkiego 😉 Ale o tym napisze już następnym razem. Stay tuned!

Pozdrawiam!

Odkrył sposób jak zrobić clickbait [8 punkt Cię zaskoczy] [ZOBACZ MEMY]

Klikasz a tu … nie ma punktu numer 8 🙂 Czyli dzisiaj chciałem napisać o tym, co wkurza mnie w clickbaitach. Na początek – czym są clickbaity. Są to linki które fałszywą informacją (tytułem) starają się zachęcić do kliknięcia w nie. Fałszywa informacja oznacza, że pod linkiem albo jest treść niezgodna z tytułem, albo coś zupełnie innego niż on sugeruje (po kliknięciu najczęściej widać szał przekierowań w pasku tytułu przeglądarki), albo jest materiał, który stara się wyłudzić od Ciebie pieniądze obiecując złote góry. Dzisiaj chciałem zrobić mały przekrój tego co można znaleźć w sieci. Po co? Trzeba uczyć swój mózg, jak unikać bezsensownej straty czasu.

„Nauczyciele go nienawidzą, odkrył sposób jak w 13 dni opanować język angielski.” Czujecie o co chodzi prawda? Najczęściej Skype mnie obrzuca takim…czymś. Po kliknięciu zostajecie przekierowani na stronę z ofertą, gdzie za jedyne 25 zł możecie nabyć super kurs pobudzający bezpośrednio komórki mózgowe, czy.. whatever. Słowem – cuda za grosze. Nie wiem jaka jest konwersja tego typu ofert (kliknięcia na faktyczną sprzedaż), ale dla mnie takie praktyki są co najmniej moralnie wątpliwe.

„Jesteś milionowym odwiedzającym, kliknij po darmowego iPhone’a…” Taa to jest chyba specjalność stronek z linkami. Chyba każdy z nas był chociaż raz milionowym odwiedzającym i miał szansę na darmowego Iphone’a. Po kliknięciu oczywiście przekierowanie na stronkę, gdzie darmowy sms i już zaraz się odzywamy i będziemy finalizować 🙂 Nie muszę chyba tłumaczyć, że ten darmowy sms uruchamia usługę premium i codziennie nabija nam rachunek. Od jakiegoś czasu jednak operatorzy mają ustawowy obowiązek blokować na życzenie użytkowników dostęp do usług premium sms. Ale trzeba samemu pamiętać, aby taką chęć wyrazić.

Czasami reklamodawcy grają sobie z użytkownikami w grę: „znajdź właściwy download”. Jeśli jesteś na stronie pierwszy raz, to musisz szukać maleńkiego napisu „ad”, albo zbadać sobie zawartość strony, który element gdzie prowadzi. Czasem innego sposobu nie ma..

Jednak dla mnie osobiście najgorszą rzeczą, przed którą nie da się bronić inaczej, jak tylko w ogóle ignorując całkowicie dany serwis jest tytuł, który po kliknięciu okazuje się zupełnie niezgodny z prawdą. Z przykrością muszę tutaj napisać o moim ulubionym kiedyś serwisie android.com.pl. Dlaczego? Tytuł: „Luka w zabezpieczeniach Qualcomma sprawia, że prawie miliard urządzeń jest zagrożonych„. Zawartość – w skrócie to użytkownik musi mieć zainstalowaną specjalną aplikację, przez którą można przejąć kontrolę nad urządzeniem. Nie jest to jednostkowy materiał, ale ciągle się takie pojawiają. „Nowa funkcja w Androidzie już dostępna”, a po wejściu w zawartość okazuje, że tylko dla użytkowników w USA. Dla mnie taki tytuł to zwykła ściema. Zresztą temat luk w zabezpieczeniach w Androidzie, pojawia się praktycznie co tydzień i to nie tylko na tamtym portalu.

YouTube podczas wrzucania filmów ma możliwość załadowania miniaturki dla niego. Tutaj z kolei pojawia się możliwość wstawienia miniaturki, która nie ma nic wspólnego z filmem. Najczęściej spotykane na wszelkiego rodzaju „russian compilation”. Dla mnie to również clickbait, klikając oczekujesz zobaczyć kadr, który jest na miniaturce. Najczęściej jest to „szczucie cycem”. Nie mówię tutaj, że wszystkie dorzucane miniaturki są złe, można to zrobić dobrze, że po rzucie okiem na miniaturkę od razu wiemy z czym mamy do czynienia. Np „Polimaty” robią to dobrze, widzisz Kotarskiego i zawsze wiesz czego się spodziewać 🙂 Przykład obrazują te zrzuty.

Na facebooku np zdarzają się posty w stylu „na zawsze w naszej pamięci, sprawdź czy nie było tam Twoich znajomych”, które przekierowują na różne strony typu – „wydarzenia lokalne” i wymagają zalogowania się przez facebook, żeby móc wrzucać na ścianę użytkownika kontent.. I tak w kółko. Głośny przykład tego typu to np „ferie odwołane”. Mały tip, zawsze sprawdzaj dokąd prowadzi tego typu informacja, na szarym tle jest link.

Albo np reklama na telefonie, która wibruje i krzyczy „masz 12 wirusów, jeśli za minutę nie pobierzesz oprogramowania Twój telefon się zepsuje.” I do tego te dramatyczne wibracje, odliczanie, od razu skojarzyły mi się ze starymi programami antywirusowymi, które wyły syreną z głośników, jak coś wykryły 🙂

Nie są to wszystkie kwiatki które można znaleźć w sieci, tylko wybrane przeze mnie przykłady. Cóż, wyobraźnia twórców tego typu rzeczy bywa czasem naprawdę wybujała 😉 Kolejny przykład to jeszcze pobieranie z różnego rodzaju serwisów hostujących instalki powoduje pobranie „akceleratorów”, które po za aplikacją instalują też niechciane oprogramowanie. Nie wiem czy to podpina się pod kategorię clickbait, ale wykorzystuje odruch użytkownika do klikania „dalej” podczas instalacji. Noo i nieświadomy człowiek zgadza się na wszystko. Cóż, moralnie wątpliwe. Więc co tak właściwie klikać można?

Reasumując, w sieci można stracić mnóstwo czasu, jeśli się nie uważa. Nie oznacza to też wcale, że wszędzie są clickbaity, tytuł, czy grafika powinien zachęcać do wejścia, ale nie powinien wzbudzać sensacji gdzie jej nie ma, ani wprost oszukiwać użytkownika. Dobry tytuł powinien nam powiedzieć czego spodziewać się po tekście bez kolorowania rzeczywistości. Dlatego najważniejszy jest tekst, jeśli będzie dobrej jakości, to z lepszym czy gorszym tytułem – ludzie i tak będą przekazywać go dalej. A autorzy po za klikami zyskają też dobre recenzje i wierniejszych czytelników, którzy będą chcieli jeszcze wrócić.

Pozdrawiam!

Week review #12 – zmiany, zmiany

„Co to za klub, co to za miejsce, ja dobrze nie pamiętam…” Nie pamiętać można, ponieważ miejsce jest zupełnie nowe 🙂 Innymi słowy cytat ze wstępu nie ma nic wspólnego z wpisem, ale tak mi się przypomniało, kto kojarzy skąd to? 🙂 Reasumując – witam w kolejnej odsłonie serii week review w zupełnie nowym miejscu 🙂 Tak, stało się to o czym pisałem poprzednim razem blog został przeniesiony – właśnie tutaj 🙂 Fajnie prawda, jasno, czytelniej, inaczej? 🙂 Z tego miejsca prośba o feedback, jak się podoba?

Kilka słów na temat tego, co będzie się teraz działo. Stary blog zostanie zaktualizowany, a posty zostaną zastąpione linkami do tego miejsca. Przeniosłem wszystkie posty i komentarze, ale użyłem do tego automatu, w związku z tym mogły wkraść się jakieś błędy, będę to na bieżąco poprawiał przy aktualizacji linków. Do tego blog został połączony ze stroną która na razie ma mnóstwo zwrotów „coming soon”. W tym momencie nie jestem w stanie powiedzieć ile potrwa „soon”, ale o wszystkim będę pisał i pewnie będzie to widać 🙂 Za jakiś czas, kiedy już liczba odwiedzin spadnie do zera stary blog zostanie usunięty.

No i wszedłem w WordPress 😉 Szczerze mówiąc to moje pierwsze zetknięcie z tą technologią, w tym miejscu nie mogę pominąć Mirka i usług które mi polecił, dodatkowo dużo pomógł mi przez Slacka 🙂 Ale tak szczerze mówiąc, spodziewałem się, że będzie trudniej 🙂 Tak naprawdę, jeśli chodzi o kod to edytowałem tylko lekko szablon zmieniając czcionkę, resztę dało się załatwić wtyczkami. Ale po kolei jak to wyglądało:

  1. przeniesienie domeny od innego providera
  2. wykupienie hostingu w NetBomb
  3. zapoznałem się z direct-admin, a także Installatron i postawiłem bloga korzystając z tego narzędzia
  4. wybranie motywu i dostosowanie go do swoich potrzeb, ustawienia menu, pasków, linków etc..
  5. import wpisów i komentarzy z bloggera
  6. instalacja wtyczek, z najważniejszych:
    • oczywiście disquss do komentarzy – polecam wypróbować komentując wpis 😛
    • google analytics – tylko nie wiem jeszcze, czy działa poprawnie 🙂
    • image zoom – do obsługi powiększania zdjęć
    • mailchimp – jeszcze nie włączony, jak wszystko będzie gotowe to się pojawi
    • crayon syntax highlighter – do podświetlania składni kodu
  7. przeniesienie danych przez ftp z domeny tymczasowej do finalnej i oto jest 🙂

Jak pisałem – było łatwiej niż się spodziewałem, także jeśli ktoś się waha – bo trudno, to polecam spróbować – bo łatwo 🙂

Tworzenie tej strony i poznanie technologii wordpress, nawet bardziej empirycznie bo nie robiłem żadnego tutoriala to jest to, co zajęło mi lwią część poprzedniego weekendu, ale miałem też jeden dzień wolny od własnych projektów – ten dzień nazywa się wife-time. O co chodzi? Razem z żoną, dla której najczęściej nie mam czasu, bo zajmuję się swoimi projektami dogadaliśmy się na początku tego roku, że w miesiącu będzie jeden taki dzień, kiedy zajmujemy się tylko sobą. Zawsze wtedy planujemy jakieś wspólne wyjście tylko we dwoje, spacer, cokolwiek. To nie znaczy, że po za tym dniem wcale się sobą nie interesujemy 😛 ale ten jeden dzień w miesiącu jest zagwarantowany „ustawowo”, że znajdziemy czas dla siebie 😉 A Ty kiedy ostatnio poświęciłeś żonie/mężowi cały dzień?

Reasumując, w tym tygodniu w moim życiu zagościł WordPress i póki co układa nam się wcale nieźle 🙂 Wkrótce kolejne wpisy, mam zgłoszone błędy do ostatnich projektów które muszę poprawić, a także startuje nowy, zdecydowanie większy projekt. Ale czasu na wpisy także nie zabraknie – szczególnie, że zacząłem urlop. Stay tuned!

Pozdrawiam!

Week review #11 – statystyki, rozwój

Trzydziesty drugi. Właśnie kończy się ten tydzień kalendarzowy 😉 a jest to week review #11, w którym to opiszę co przyniósł mijający tydzień 😉 Na świecie sporo się wydarzyło, odnosimy sukcesy na igrzyskach w Rio, odnosimy również porażki 🙂 A u mnie? Seria niekończących się sukcesów? Cóż, raczej tak nie napiszę, nie mniej starałem się, jestem z tego zadowolony i oto efekty.

Kalendarz o którym pisałem poprzednim razem wygląda dzisiaj w ten sposób 😉

Jest moc? 😉 Naprawdę szczerze polecam tą technikę, a jeśli nie chcecie sobie drukować kalendarza polecam swoją aplikacyjkę na Android, można spokojnie zarządzać swoimi kalendarzami, ale i tak najważniejsze, musi nam zależeć 😉 Ją również udało mi się skończyć w tym tygodniu, opis aplikacji znajduje się tutaj. A technika pomoże, ale sama nie poćwiczy. Mam taką obserwację, że ludzie niejednokrotnie płacą krocie za naukę jakichś technik motywacyjnych, zamiast się skupić na tym co jest do zrobienia. Innymi słowy, sumienie jest uspokojone, bo przecież pracowałem, ale robota niezrobiona 🙂 Polecam wziąć się w garść i.. pobrać moją apkę 🙂 Jest za darmo. A na pewno pomoże, w przeciwnym razie gwarantuję zwrot kosztów 😛 Może być?

Po napisanym w poprzednim tygodniu week review zorientowałem się, że nie napisałem o tym, że mój blog przekroczył 10 000 wyświetleń. Informuję o tym dzisiaj i okazuje się, że oto mam już ich blisko 12 000. Pisząc to jestem w autentycznym szoku, spójrzcie na te zrzuty ekranu:

A także najpopularniejszy post ma okrągłe 2^10:

Z całej mocy dziękuję za te wyświetlenia, zwłaszcza, jeśli pomyślę, że 12 000 osób to blisko tyle ile mieści stadion Korony Kielce! Nie kibicuję im, znalazłem tą statystykę 😉 Ale z drugiej strony mam wielką nadzieję, że za tymi wyświetleniami stoją ludzie, dla których te treści są w jakiś sposób interesujące, a najlepiej pomocne. Bo to powyżej to tylko numerki, naprawdę zaczynamy to doceniać, kiedy myślimy, że za każdym numerkiem stoi prawdziwy człowiek, dla którego tworzysz treść. Który spędza kilka minut ze swojego życia czytając to co napisałeś. Dziękuję!

W tym tygodniu trafiłem również na bardzo motywujący wpis Daniela Kmaka. Ten 19 letni chłopak, z którym zresztą później się skontaktowałem opisuje jak za pomocą serwisów Github i StackOverflow udało mu się znaleźć wymarzoną pracę. Świetnie mi się czytało tą historię, ponieważ jest taka.. budująca 🙂 Pokazuje, że można, że wystarczy konkretnie się postarać i można osiągnąć to o czym się marzy. Polecam każdemu! 🙂

Szykują się zmiany, zacząłem pracę nad nowym miejscem na swoje posty tj stroną michalgellert.pl. Będę informował na bieżąco 🙂 Tak oto wyglądał ten kończący się już dzisiaj tydzień 🙂 Było ciekawie? 🙂 We wstępie napisałem, że starałem się i jestem z tego zadowolony. Cóż, wkrótce rozwinę o co mi dokładnie chodzi 😉 Stay tuned!

Pozdrawiam!

Null budget exception – android app

Ostatnio napisałem o tym, że najważniejszą umiejętnością jaką możemy posiąść jest wiedza o tym, jak rozdzielać zadania pomiędzy tym co wykonujemy sami, a tym co powinniśmy oddelegować. Stworzyłem także taką małą aplikację do kształtowania nowych nawyków. Jeśli chodzi o nią, to nie wydałem podczas jej powstawania ani złotówki. Dzisiaj chciałem opisać jak to zrobiłem, aby jedynym moim kosztem był czas. I to najlepiej nie za dużo czasu 😉

Po pierwsze zewnętrzne biblioteki. Kiedy zerkniecie na aplikację, na starcie jest dostępny naprawdę ładny kalendarz. Nie jestem jego autorem, skorzystałem z gotowego komponentu dostępnego tutaj. A tak wygląda zrzut z mojego pliku gradle:

    compile 'com.jakewharton:butterknife:7.0.1′
    compile 'com.prolificinteractive:material-calendarview:1.4.0′
    compile 'petrov.kristiyan.colorpicker:colorpicker-library:1.1.0′
    compile 'com.github.javiersantos:MaterialStyledDialogs:1.4.1′
    compile 'com.github.PhilJay:MPAndroidChart:v2.2.5′

Wszystkie biblioteki których użyłem znalazłem na stronie android-arsenal. Jak już znalazłem wszystko co oszczędzało mi pracę, to po prostu przeczytałem trochę dokumentacji i mogłem korzystać. Bardzo ładnie zintegrowały się z Android Studio, i zostało mi o wiele mniej linii kodu do napisania 😉

Ale aplikacja, to nie tylko kod. Po za tym trzeba by jeszcze dorobić jakąś grafikę. Część grafik była we wcześniej pokazanych bibliotekach. Do ikon na toolbarze użyłem tych dostępnych na stronach design google, z kolei ikona aplikacji pochodziła ze strony flat-icon konkretnie stąd. Tutaj wymogiem było umieszczenie w about informacji o autorze, co też zrobiłem 😉 A z pozostałymi rzeczami graficznymi, np tymi potrzebnymi do sklepu Play poradziłem sobie sam, edytując choćby w paincie te elementy.

Ok, to mamy kodzik, mamy jakąś grafikę. Pozostał filmik promocyjny, który zawsze jest mile widziany. To również udało mi się zrobić, użyłem aplikacji shotcut. Ale skąd wziąłem elementy do tego filmiku? Elementy własnej aplikacji, które tam pokazuję nagrałem sobie sam 😉 Z kolei całe tło składające się z tych różnych biegaczy pobrałem ze stron videezy, oraz videvo, które udostępniają takie fragmenty za darmo 😉 Potem oczywiście odpowiedni montaż, podłączenie muzyki (Dave Depper „Motivational Beat” – „Compositions 2” ze strony freemusicarchive, oczywiście za darmo). I efekt końcowy jest taki:

I jak, wyszło w porządku, czy jednak czuć, że profesjonalista tego nie montował? 😉

Reasumując tak wyglądał mój przepis na w porządku wyglądającą aplikację, która kosztuje trochę czasu, ale za to ani złotówki 😉 Wydaje mi się, że jest on całkiem uniwersalny, także gdyby ktoś chciał tak samo jak ja, to polecam 😉 Można też oczywiście oddelegować część zadań, ważne, żeby ten wybór był świadomy 😉

Pozdrawiam!

Don’t break the chain

Don’t break the chain to technika motywacyjna, w której chodzi o to, że wykonujemy jakąś czynność każdego dnia. Po wykonaniu jej (to może być cokolwiek, bieganie, ćwiczenia fizyczne, granie na instrumencie, nauka frameworka, po prostu cokolwiek). Odznaczamy ten fakt w kalendarzu. Swój przykładowy kalendarz pokazałem tutaj. Ale to nie wszystko, zrobiłem też aplikację: „Nie przerywaj łańcucha” 😉

W aplikacji możemy tworzyć dowolną liczbę łańcuchów, nadawać im kolory, a następnie zaznaczać w kalendarzu, czy udało nam się wykonać daną czynność, czy nie. W momencie w którym mamy już na przykład 5 dni pod rząd, to po prostu, pomimo braku chęci zmuszamy się aby zrobić to po raz szósty. W ten sposób kształtujemy nowe nawyki, potrzeba około 90 dni, aby coś weszło nam w krew 😉

Do tego mamy dostępnych kilka statystyk, które pokazują jak wygląda postęp w danym zadaniu, a także porównują je z innymi zadaniami.
Na koniec mogę jeszcze pokazać filmik reklamowy.
Zapraszam do pobierania ze sklepu Play, nie zapomnijcie zostawić kilku gwiazdek 🙂
https://play.google.com/store/apps/details?id=pl.digitalzombielab.dontbreakthechain
Pozdrawiam!

Week review #10 – nie przerywaj łańcucha, wolontariusze devoxx4kids poszukiwani

Właśnie przyszła pora na dziesiąty odcinek z serii week review, czyli co tam ciekawego działo się się w tym tygodniu 😉 A trochę się wydarzyło, między innymi – sobie poćwiczyłem 😉 Skończyłem aplikację, ale o niej będzie w następnych wpisach. A także jest sprawa w temacie devoxx 4 kids. Do tego trochę się nacieszyłem Wiedźminem, przyznam szczerze, że kawałek czasu mi zjadł, ale chłopakom z CDP RED trzeba oddać, że kawał dobrej roboty zrobili 😉 Ale do rzeczy..

W ramach wrocławskiej edycji wydarzenia Devoxx 4 kids, o którym dużo więcej pisałem tutaj, poszukujemy osób, które chcą być wolontariuszami. Wolontariusz będzie osobą do zadań specjalnych, będzie można poczuć się jak Tom Cruisse w „Mission impossible” 😉 Do wykonania jest naprawdę sporo misji, co do konkretów to wszystko zostanie wyjaśnione oczywiście w momencie startu zadania. Są tu jacyś odważni, chętni agenci? Jeśli tak tutaj ukryty jest formularz do rejestracji. Ta wiadomość nie ulegnie samo zniszczeniu, dlatego pamiętajcie wyczyścić cookie po zakończeniu czytania. 😉

Po za tym, zrobiłem sobie kalendarz 😛 ale nie taki zwykły. Słyszeliście o „don’t break the chain”? W skrócie, polega to na tym, że robimy coś codziennie i zaznaczamy w kalendarzu, że to zrobiliśmy. Nic skomplikowanego, ale dużo więcej napiszę wkrótce, macie moje słowo. Ale w związku z moimi problemami z plecami o których napisałem już bardzo dużo np tutaj i tym, że dostałem ćwiczenia, o czym pisałem tutaj – i, że te ćwiczenia mam wykonywać codziennie, uznałem, że technika „nie przerywaj łańcucha” będzie do tego idealna. Dlatego też poprosiłem znajomego, który pracuje jako analityk medyczny o przyniesienie kilku naklejek z serii „dzielny pacjent”. Uznałem, że one najlepiej obrazują to to przeżywam podczas tych ćwiczeń. 🙂 Potem wydrukowałem sobie sporych rozmiarów kalendarz i teraz za każdym razem jak ćwiczę, oznaczam to w kalendarzu. Tak wygląda to w tym momencie:

Ale jak mówi stare przysłowie: „im więcej potu na treningu, tym mniej krwi.. przed komputerem” 😛 Te ćwiczenia są dla mnie tym trudniejsze, że od zawsze byłem asportowy. Na wfie przeczytałem mnóstwo książek 😉 Także trzymajcie kciuki za mnie i moją dziwną motywację.

Podsumowując był to bardzo męczący tydzień. Wylałem z siebie mnóstwo potu, ale idzie mi coraz lepiej 🙂 Wieczorem liczę na to, że uda mi się przykleić następną naklejkę 🙂 Wspomniane we wstępnie nadchodzące wpisy to będzie prezentacja aplikacji, a także co nieco o tym jak powstawała. Stay tuned!

Pozdrawiam!

Delegować, czy procedować

Życie jest pełne wyborów.. Trzeba odmalować pokój – mamy wybór – zatrudnić specjalistę, czy zrobić to samemu. Zrobić grafikę do projektu – samemu, czy poszukać jakiegoś płatnego gotowca. Zrobić, czy zapłacić. Poświęcić kilka godzin, czy zająć się czymś innym. „Thank you captain obvious” chciało by się rzec po tym wstępie. Ale przyjrzyjmy się temu nieco głębiej.

Na początek rozważmy koszty obu podejść. Robiąc coś samemu naszym głównym kosztem jest czas. Czas, który w wielu przypadkach może być kilkukrotnie dłuższy, niż gdybyśmy zlecili to zadanie specjaliście. A także – o czym się zapomina, jakość. Choćbym spędził i sto godzin nad jakimś logiem, to nie mam gwarancji, że będzie tak samo dobre jak zamówione u profesjonalisty. Ale za to zyskuję coś ważnego – ono jest moje własne. Miałem nad nim pełną kontrolę i zrobiłem je dokładnie tak jak chciałem. Po prawdzie najczęściej okazuje się, że wyobrażenie było jakieś takie piękniejsze, ale to jest moje własne, prywatne logo. A co jeżeli zlecam pracę? Przede wszystkim, moim głównym kosztem są pieniądze. Czas czasem również, jeżeli jest to np ostatnia rzecz w projekcie na którą czekamy, ale to wynika ze złego planowania, jest  po za tematem. Ponadto praca może nie być na miarę, tzn naturalnie możemy kilkukrotnie prosić o wykonanie zlecenia, ale to dodatkowy czas i pieniądze. Ale może się okazać również w drugą stronę, że po dostaniu próbki produktu poczujemy – tak, to jest to, nie potrafiłem tego opisać wcześniej, ale dokładnie tego potrzebowałem. Idealne wyczucie. Jak widać większość rzeczy praktycznie sama wyklucza się z tego równania. Pozostają dwie najważniejsze: czas vs koszt.

Kiedy warto nabywać nowe umiejętności? Nad tym też warto dobrze się zastanowić. Kiedy będziemy korzystali z czegoś często, to czy chcemy za to płacić? A może robienie tego sprawi nam dodatkową frajdę, albo na chwilę oderwie nas od bieżących problemów, co również będzie miało dobroczynny wpływ. Może przyczyni się do poszerzenia perspektywy, że jednak ta grafika to nie jest taka prosta, co pozwoli nam wymagać konkretniejszych rzeczy przy zlecaniu zadania, ponieważ będziemy już znali jego specyfikę. Niestety bez względu na to, którą opcję wybierzemy jesteśmy ograniczeni. Nie mamy nieskończonej ilości czasu, oraz nieskończonych zasobów finansowych. Warto rozsądnie dobierać sobie umiejętności.

Świat mamy taki, że bardzo wiele rzeczy można oddelegować, z każdej dziedziny można zamówić sobie fachowca, a samemu rozwijać tylko umiejętności w wąskiej specjalizacji. Ale czy to naprawdę jest najlepsze wyjście? Czy są umiejętności, które mają niepodważalne znaczenie i należy je rozwijać bez względu na wszystko? Czy może wystarczą dwie: sprzedaż i własna specjalizacja? A może tylko umiejętność delegowania zadań i sprzedaż, co pozwoli bardzo wydajnie zarządzać ludźmi i być świetnym liderem?

A co jeżeli nie umiesz sprzedawać? Cóż, zgodnie ze starą rynkową zasadą – jest popyt, znajdzie się i podaż. Trafiłem ostatnio na bardzo ciekawy artykuł, w którym autor zastanawia się, czy programiści również potrzebują agentów? Zastanówmy się nad tym przez chwilę. Pojawia się tu problem jajka i kury, tzn – dobrą umowę z agentem również trzeba wynegocjować. Czyli to nie jest, tak, że „jestem agentem, oferuję każdemu takie same stawki, o spójrzcie sobie”. Ale uznajmy to na razie za kwestię drugorzędną. Agenci dbają o ścieżkę rozwoju programisty, ale to do niego należy zawsze ostateczna decyzja. Dla wielu osób w branży, zwłaszcza tych powiedzmy „stereotypowych”, to może być prawdziwa pomoc. Wreszcie będą mogli zająć się tym co kochają – kodzeniem, a sprzedażą ich umiejętności zajmą się fachowcy. Ale czy dla każdego to jest najlepsza opcja?

Wybiegnijmy w przyszłość. Osobiście nie znoszę kupować ciuchów. Ubierając się stosuję zasadę – „na wierzchu w szafie” – tzn biorę po prostu z góry. Nie zawsze, bo jednak nie chcę wyglądać niechlujnie, ale najczęściej właśnie tak jest. Nie przykładam zbyt wielkiej wagi do tego co mam na sobie. Czy w związku z tym powinienem zatrudnić jakiegoś stylistę, który dopasował by ubrania do mnie, tak, żebym nie musiał się już tym więcej martwić? Nie no, w tym momencie swojego życia uważam to za przesadę. Ale oto pojawiają się pomysły automatycznego dobierania stroju, na podstawie wcześniej kupowanych przedmiotów. I to jest właśnie coś, czemu zaufał bym bezgranicznie. Nawet na zasadzie takiej, że ustalam miesięczny limit, a algorytm odpowiednio dopasowuje i kupuje za mnie ubrania. Ja tylko odbieram paczki, tak aby mieć na bieżąco niezniszczone rzeczy. Bardzo mi będzie odpowiadało takie rozwiązanie, kiedy już się pojawi i będzie dostępne za darmo. Dlaczego za darmo? Niech sprzedawcy konkurują ceną z tym algorytmem i za niego płacą 😉

Podsumowanie od samego tytułu tego tekstu było znane, nie będzie niespodzianką, jest również świetną odpowiedzią w każdej sytuacji, tzn: „to zależy”. Zależy od wielu różnych czynników – osobistych preferencji i umiejętności, budżetu, ilości czasu, celu jaki chcemy osiągnąć. Warto jednak pamiętać o tym, żeby tą decyzję podejmować świadomie. Spóźnienie się z projektem dla klienta, ponieważ chcieliśmy sami zmontować maszynę, która będzie służyła nam za serwer to głupia sprawa. Podobnie zbyt niski dochód z projektu, ponieważ postanowiliśmy oddelegować zbyt dużo zadań, albo źle wybraliśmy zadania do oddelegowania. Może się okazać, że tego typu decyzje były najistotniejsze w całym projekcie. Dlatego też zakończę z angielska, bo to zawsze brzmi dobrze: „Think twice and do, or delegate”.

Pozdrawiam!